Siedzę od kilku minut wpatrzona w monitor i nie wiem co napisać, od czego zacząć.. I nie uwierzysz.. Nadal tego nie wiem.. Próbuję też po części ochłonąć po horrorze, jaki zaserwował mi tata, aby "oderwać mnie od smutków". Aha, aha.. Film taki, że oglądałam go przez zasłonięte dłonią oczy, bo bym nie wyrobiła psychicznie.. "Sinister" się nazywa. Jeśli masz mocne nerwy - polecam, jeśli nie - nawet nie oglądaj zwiastuna..
Dziś rano, kiedy pojechałam na rehabilitację noga bolała mnie jeszcze bardziej podczas tego masażu wirowego. Zapytałam fizjoterapeutki czy to powinno tak być, a ona zrobiła wielkie oczy jakim prawem mnie to boli, skoro założeniem jest, że po każdym masażu może być tylko lepiej i od razu skierowała mnie do chirurga w trybie pilnym. No więc poszłam do rejestracji, zarejestrowałam się do tego piekielnego chirurga i stanęłam w kolejce. Byłam tam ok. 8.20-30, a dopiero od 9 przyjmował lekarz, mimo tego było tam już ok. 6 osób przede mną. W między czasie przypomniałam sobie, że nie mam zdjęcia rtg przy sobie, a mama nie ma jak go mi przywieść, bo miała wizytę u ginekologa. No to pani, która była za mną powiedziałam, że w ciągu 30 minut wrócę, tylko pojadę do domu po płytę z rtg kostki. Jak wróciłam parę minut po 9, to lekarz przyjmował 3 osobę, czyli przede mną wciąż były 3, więc w sumie wyrobiłam się. Chirurg powiedział, że skoro masaż wirowy potęguje ból, to trzeba zmienić sposób rehabilitacji. Zlecił mi laser i magnetronika czy jakoś tak. No i zalecił nogę nie wysilać, nie wchodzić po żadnych schodach, nosić skarpetkę uciskową wraz z bandażem elastycznym, dać odpocząć nodze i najlepiej jeszcze chodzić o kulach. Super, prawda? Biorąc pod uwagę to, iż mieszkam na trzecim piętrze, to wychodzi na to iż nie mogę wychodzić z domu + dodatkowo szkoła ma 2,5 piętra.. A o kulach chodzić nie umiem. Prędzej się zabiję na nich - mówiąc szczerze.
Dziś w miarę piszę z Mateuszem. Tzn, zaczęło się od "przepychanki wyrazowej", ale teraz już prowadzimy w miarę normalną rozmowę. Póki co dowiedziałam się tylko tyle, że królik zdechł, zmarł jak zwał tak zwał. Nic więcej nie chce mi powiedzieć. Jak tylko pytam o to, dlaczego taki jest to zazwyczaj pada odpowiedź "nie wiem" albo "bo tak". Czyli jak odpowiedzieć. żeby nie odpowiedzieć.. I tak prawie od tygodnia.. Właśnie.. Jutro będzie tydzień.. Tydzień odkąd dostałam od Ciebie list z pożegnaniem. Co się zmieniło od tego czasu? Cóż..
Mówiąc szczerze? Nic.
Nadal płaczę całe noce;
nadal przesypiam zaledwie parę minut każdej nocy;
nadal nie wiem co się z Tobą dzieje;
nadal nie umiem sobie z tym wszystkim poradzić;
nadal udaję, że wszystko jest dobrze, chociaż nie jest..
Tęsknię za Tobą.. Tak bardzo, że nawet nie potrafisz sobie tego wyobrazić.. Też to czujesz? Nie umiem się przyzwyczaić do tego, iż nie mam jakiegokolwiek kontaktu z Tobą, mimo tego, że wiem, iż żyjesz. Innej wiadomości nie potrafię przyswoić. No bo.. Nawet jeśli miało by się zdarzyć to najgorsze, tak? To przecież wychowawczyni powiedziałaby coś Eve, a skoro tego nie zrobiła, to musisz gdzieś tam wciąż być, prawda? I to by też w sumie wyjaśniało to, że Ev nie mogła Was znaleźć. Miałeś wyjechać do kliniki, tak? Może rodzina przeprowadziła się z Tobą, aby być po prostu bliżej Ciebie i żebyś nie był tam całkiem sam? To dość logiczne, prawda? Chciałabym aby to wszystko, wszystkie moje domysły stały się prawdą. Na prawdę. Dzień w którym do mnie napiszesz będzie chyba najwspanialszym i najszczęśliwszym w moim życiu. A kiedy się spotkamy to masz ode mnie porządnego kuksańca w bok za to, jak się teraz czuję i przez co przechodzę. Wierzę, że wszystko skończy się dobrze. Mam taką nadzieję. No bo..
Jeśli ja jej nie będę miała, to kto?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz