wtorek, 10 września 2013

326/286/42. You are the music in me.

Hey, Mateo.
Uh.. W sumie nawet sama nie wiem co mam Tobie powiedzieć. Nie zdarza mi się to często, jednakże.. Po prostu nie wiem. Mam dziwny, melancholijny dzień. Ale to po części przez to, że jestem przeziębiona.. Wiesz, cały czas mi zimno, mam ochotę tylko siedzieć przy owocowej herbatce z dodatkiem cytryny i dobrej książce w domu i tyle. O. To byłby idealny dzień. Niestety, szkoła dostatecznie krzyżuje wizerunek idealnego dnia. Zwłaszcza, kiedy siedzi się w niej 8 godzin.. Jakkolwiek. W domu już spokojniej. Choć to chyba dlatego, że jak ja jestem w domu to nie ma ojca, bo chodzi na popołudniówki. Mi to pasuje. Nie muszę na niego patrzeć.
W sumie.. To by było tyle, co mam Tobie, Sherlocku, do przekazania. A teraz wybacz mi, po raz pierwszy odkąd piszę tutaj do Ciebie, mam coś do przekazania komu innemu. Komu? Kompletnie nie wiem. Ale to raczej zbiorczy adresat. To będzie skierowane do każdego pierdolonego "Anonima", który komentuje posty. Wiecie co mam Wam do powiedzenia? Nie obchodzą mnie Wasze komentarze. Owszem, długo je tolerowałam na zasadzie "przeczytam, pominę, zapomnę w ciągu paru minut", ale mam już tego dość. Mam dość tego, że komentujecie coś, czego nie przeżyliście. Dodajecie coś od siebie, dopowiadacie między linijkami. Kim jesteście? Świętą Inkwizycją, żeby doszukiwać się wszędzie sprawek Szatana? Pewnie teraz zaczniecie komentować jaka to jestem żałosna, że tak się do Was zwracam, ale mi po prostu nie chcę się tracić czasu na odpowiadanie Waszym durnym komentarzom, każdemu z osobna. Owszem, każdy ma prawo do wolności słowa i wypowiadanego własnego zdania, ale tylko wtedy, kiedy nie jest one szkodliwe dla osób, które ono dotyczy. Jasne, mnie to nie rusza, ale spójrzcie na to inaczej. Mnie JUŻ to nie rusza. A traficie na inny blogo-pamiętnik jakiejś dziewczyny, która przyjmie Wasze słowa do serca i się zabije, jak to bywało z wieloma dziewczynami [i nie tylko] z thumblr'a. Mnie też to kiedyś dotykało. Pamiętam jak prowadziłam jeszcze pamiętnik na onecie. Uparły się wtedy na mnie koleżanki z klasy. Wspomnienie moich poharatanych rąk i innych miejsc na ciele będzie ciągnęło się za mną prawdopodobnie już zawsze. I zapewne, gdyby nie Kiziak, Ozzy, Adrian.. i tym razem Wasze słowa doprowadzałyby do tego samego.. Ale nie. Teraz jestem silniejsza niż wtedy i nie obchodzi mnie co Wy sobie myślicie. Możecie sądzić, że siebie dowartościujecie obrażając kogoś, jego osobę, wybory jakich dokonuje, rzeczy jakie robi.. Ale to nie zmieni tego, że robi to z Was skurwieli. Życzę powodzenia w życiu. Daleko na tym nie zajdziecie..

Brak komentarzy: