Hey, Mateo.
Noc byla koszmarna.. Wybacz, za moj wczorajszy wpis. Jest przesaczony emocjami. To dlatego iz pisalam to w poczatkowym stadium ataku.. Tym razem byl silniejszy niz tamten w lipcu, pod wzgledem emocjonalnym.. Choc krotszym. Ten trwal 40 minut. A czulam sie po nim gorzej niz w lipcu po tym prawie czterogodzinnym.. Potem przyszedl moment odretwienia.. Taki sam jak wtedy, choc ten trwal dluzej. Na poczatku nic mnie nie obchodzilo. Przez pare minut po ataku po prostu lezalam. Nie mialam nawet sil podniesc telefonu, zeby odpisac Kiziakowi.. A u niego wtedy wszystko sie zaczelo.. Wrocily do niego mysli samodestruktywne. Stal nad przepascia miedzy lekami a krwia.. Wybral to drugie.. A ja.. Ja spedzilam cala noc rysujac motylki. Na nadgarstkach mialam ich ponad 15, lacznie z reszta ciala wyszloby pewnie z ponad 50. Ale.. Wolalam je rysowac niz zabijac. Nie zabilam zadnego.. Za to caly dzien spedzilam w odretwieniu emocjonalnym. Nie czulam nic. Nie ruszyla mnie dwoja z kartkowki z matematyki.. Ani niezapowiedziana kartkowka z historii.. Ani wkurzona wychowawczyni.. Nawet zimno mi na dworze nie bylo! Nic.. Nie czulam po prostu nic.. I to bylo okropne.. Owszem, z czasem wszystko zaczelo wracac, ale w sumie najbardziej mi pomoglo granie na Lizie. Wtedy wiekszosci do mnie wrocila. Teraz juz czuje sie dobrze, ba! Nawet bardzo dobrze. Wiesz.. W koncu okazalo sie, ze to juz koniec naszej przygody z Czarna. Wszystko sie wyjasnilo w sumie wczoraj, ale jakos nie pamietalam o tym. Widzisz? Mowilam Ci, ze do Twojej rocznicy to minie. Minelo. Nie ma. Czas o tym zapomniec.
A tak wgl to tesknie, wiesz?
~ Ksiezniczka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz